Część pierwsza: Sylwester dwóch języków!
Grudzień jest miesiącem świętego mikołaja, iglastych krzaków
pełnych świateł, bombek i cukierków… to wtedy w radiu w kółko torturuje mnie
Last Christmas a w karpie stłoczone w marketowych zbiornikach czekają aż pan z
obsługi wystawi je na wagę a ja wkrótce po tym na kuchennym stole poczęstuję je
tak szybką śmiercią jak tylko potrafię…
Dlaczego to się dzieje? Odpowiedź jest prosta choć może nie
wydawać się oczywista. Jest to zwyczajna mieszanka kulturowych i religijnych
obrzędów i oczywiście nie zamierzam się z nich przed nikim tłumaczyć. Jest w
tym jednak jakiś element rutyny, który trochę wkurza!
Święta mijają, wujkowie ciotki i kuzynostwo miało okazję
przypomnieć sobie jak wyglądam, spodnie robią się troszeczkę bardziej ciasnawe
a w domu z choinki nie wiedzieć dlaczego zaczynają stopniowo znikać cukierki.
Wtedy pojawiają się ONI!
Ci dwaj co to nie jednego hulakę przyprawić potrafią o
trzydniową amnezję, są też urodzonymi przedsiębiorcami gdyż co roku zaczynają
też globalną produkcję bezwzględnych „postanowień”. Mówię oczywiście o
sylwestrze i nowym roku. Ale tym razem miało być inaczej!
Podjeżdżając na parking czułem się odrobinę nieswojo gdyż
nie miałem pojęcia kto na mnie czeka. Co za paranoja, jakże ułańska fantazja i
jak późna godzina… Co to ma być?
Kilka wymienionych wiadomości, kilka rozmów telefonicznych?
Zaraz zaprkucję samochód pod hipermarketem i poznam dwójkę zupełnie obcych
ludzi z którymi zdecydowałem się spędzić całą noc i następne dwa dni w skutym
lodem tatrzańskim parku w którym już dawno skończyły się czasy wesołych
spacerków!
„Czy to jest tylko sen szaleńca? To szaleńca sen….”
Jedziemy zakopianką, rozmawiamy i planujemy… Snujemy
opowieści o podróżach, górach, wyprawach a w mojej głowie powoli zaczyna
malować się obraz kogo wiozę w samochodzie. Mięliśmy bardzo ambitne plany i tu biorę winę
na siebie. Do tej pory sam nie wiem co mi do głowy strzeliło żeby nocą
przedzierać się przez Świnice na Zawrat. Był wtedy drugi stopień zagrożenia
lawinowego, i tak po prawdzie łamany na trzeci(ogłoszony zaraz po tym jak
wróciliśmy do krk). Z ręką na sercu a nawet rakami na nogach, dziś stwierdzam,
że głupsze było by tylko forsowanie lawiniastego Krzyżnego.
„Czy to jest tylko sen szaleńca? To szaleńca sen….”
Na szczęście gdy ambitne pomysły walczą ze zdrowymi
rozsądkami w bitwie o bezpieczeństwo w górach… pojawia się trzeci bohater który
nie bawi się w przepychanki na argumenty, tylko ni z tego ni z owego wskakuję
Ci na plecy, oplata się wokół bioder oraz klatki piersiowej i ze stoickim
spokojem daje Ci do zrozumienia, że też jest częścią wycieczki i będziesz go
dźwigał przez całą drogę czy Ci się to podoba, czy nie!!!
Taka jest prawda, ciężar plecaków w drodze do kuźnic trochę
ostudził nasz zapał i finalnie około godziny 21:30 zdecydowaliśmy pokierować
nasze kolczaste stopy w kierunku hali gąsienicowej. Była to bardzo dobra
decyzja, może nawet jedyna słuszna?
Było mgliście, dolina Jaworzynki tonęła w mroku a jedyne co
nas ratowało to trzy czołówki niosące światło i odrobinę nadziei. Nie żebym
chciał tutaj jakoś strasznie dramatyzować, nikt nie płakał a nawet nie ośmielił
się narzekać, ale nocna włóczęga przez zimny ciemny i mglisty las za każdym
razem wzbudza pewien stopień niepokoju. Szliśmy wolno, nie było potrzeby się
nigdzie spieszyć bo nie wychodziliśmy o północy na żadną grań, żeby oglądać
fajerwerki. Z resztą, co można zobaczyć z grani przy tym poziomie widoczności?
„Czy to jest tylko sen szaleńca? To szaleńca sen….”
Przełęcz między kopami to takie miejsce w którym zawsze bezpowrotnie kończy się pewien, zaryzykuję stwierdzenie -
najważniejszy etap podróży popularnie nazywany rozgrzewką. Powiem szczerze, że
troszkę zacząłem narzekać na tego wrednego gościa z tyłu! Cholera, czepił się
tych pleców i robi się coraz cięższy, złośliwe bydlę… na szczęście wyczuł moją
narastającą agresję i zgodził się chwilkę posiedzieć na skutej lodem ławeczce a
ja mogłem w spokoju strzepać lód przymarznięty do bluzy i założyć jakąś
dodatkową warstwę odzieży.
Na przełęczy stało się jasne, że udajemy się do Murowańca.
Nie wiedziałem jeszcze co z tego wyjdzie, gdyż czasem miewam wątpliwości czy to
„hotel”- dla troszkę bardziej ekscentrycznych i nie da się ukryć, bogatych
turystów, jednak bardzo dokładnie planujących swoje życie po pół roku w przód…
czy jeszcze „schronisko”! Wchodząc tam miałem bardzo mieszane uczucia, ponieważ
wiedziałem że odbywa się tam impreza zamknięta i prawdopodobnie poza Yeti i
przegłodzonym niedźwiedziem jesteśmy tam najmniej oczekiwanymi gośćmi!
„Czy to jest tylko sen szaleńca? To szaleńca sen….”
Wszedłem na pewniaka, impreza trwała rozhulana już na dobre.
Sala była przystrojona a stoły uginały się od trunków i zakąsek. Tak, to był
bal sylwestrowy! Na szczęście dostrzegłem kawałek wolnego stolika i po
upewnieniu się czy na pewno jest wolny pokierowałem swoje kroki do pani z
obsługi.
Po pierwsze: Potwierdziła się stara jak świat zasada: „Kto pyta, nie błądzi!”
Po drugie: Nie ważne jak świętą masz rację, ważne w jaki sposób kogoś uświadamiasz, że ją masz! I od razu mówię, że branie na litość nie zawszę się sprawdza.
Po pierwsze: Potwierdziła się stara jak świat zasada: „Kto pyta, nie błądzi!”
Po drugie: Nie ważne jak świętą masz rację, ważne w jaki sposób kogoś uświadamiasz, że ją masz! I od razu mówię, że branie na litość nie zawszę się sprawdza.
Było jeszcze pół godziny do dwunastej czyli dokładnie tyle o
ile nam chodziło. O północy schronisko opustoszało a rozochocony barwny tłumek
ludzi przed budynkiem zaczął odliczać i
powoli rozbrajać systemy zabezpieczające charakterystyczne dla
wybuchowych trunków.
Rok 2015 zaczął się częściowo po polsku i trochę po francusku!! Powietrze skrzyło
się od zimnych ogni, alkohol wlewał się do wnętrza szczęśliwych imprezowiczów, z
którymi przyszło nam zaczynać ten nowy rok(jedną malutką buteleczką szampana na
trzy osoby :D ). Pamiętam nieskończoną ilość piosenek śpiewanych w dwóch
językach naprzemiennie francuskim i polskim. Sylwester dwóch języków!! Ale
nasza skromna buteleczka zdobiła się pusta a raki znowu przywiązały się do
butów. Upierdliwy towarzysz jak zwykle, z zaskoczenia uczepił się pleców i nasza mała noworoczna
karawana ruszyła w dalszą drogę.
#WojownicyKoscielca #ŚwiniacaSmakujeWeŚrode #PogodaWażnaSprawa #ZefirekNaRakoniu
Podobał się artykuł? Zapraszamy na Funpage:)
https://www.facebook.com/wojownicykoscielca
Podobał się artykuł? Zapraszamy na Funpage:)
https://www.facebook.com/wojownicykoscielca
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz